Mężczyzna na piaszczystej plaży trzyma zranioną stopę w bólu, z jeżowcem w pobliżu; w tle palmy i ocean.

Z pamiętnika podróżnika – wakacyjne koszmary cz. 1

23.07.2025  |  3 min czytania

Dodaj do ulubionych

Lato to czas urlopów, wyjazdów i wakacyjnych przygód. Każdy farmaceuta wie jednak, że nawet w rajskim kurorcie może zdarzyć się coś niespodziewanego – ugryzienie egzotycznego owada, oparzenie meduzy czy nagły uraz to tylko niektóre sytuacje, które wymagają farmaceutycznej wiedzy. W konkursie „Z pamiętnika podróżnika – wakacyjne koszmary” otrzymaliśmy wiele emocjonujących historii pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji. Choć konkurs już się zakończył, z radością dzielimy się z Wami tym wyjątkowym zbiorem opowieści, które mogą być zarówno inspiracją, jak i praktyczną pomocą dla każdego podróżnika. Zapraszamy do lektury – niech te prawdziwe wakacyjne przygody przypomną, że kluczem do bezpiecznych wakacji są odpowiednia wiedza i dobre przygotowanie.

Spis treści

  1. Farmaceuta na biwaku – historia skoku do jeziora
  2. Słońce, filtr i… wysypka – historia z Maroka
  3. Zamiast gofrów – RKO. Historia z polskiego wybrzeża
  4. Miłość od pierwszego oparzenia… meduzy
  5. Kiedy mąż przysypia na słońcu – wkracza farmaceutka
  6. Górska pierwsza pomoc – historia ze szlaku

Farmaceuta na biwaku – historia skoku do jeziora

Podczas letniego biwaku ze znajomymi jeden z kolegów, Marcin, postanowił wykonać wyjątkowo ambitny skok do jeziora. Niestety – było zbyt płytko, a lądowanie na pośladkach okazało się bolesne. Na początku wszyscy potraktowaliśmy to jako zabawną wpadkę, jednak wieczorem sytuacja przestała być śmieszna. Marcin zaczął narzekać na silny ból w okolicach odbytu, nie był w stanie usiąść, a każdy krok kończył się grymasem.

Zaczęłam podejrzewać, że wskutek urazu i przeciążenia mogło dojść do zaostrzenia hemoroidów – objawy, takie jak ból, pieczenie i dyskomfort, tylko to potwierdzały. Dzięki wiedzy farmaceutycznej wiedziałam, że potrzebne będzie szybkie, miejscowe działanie.

Zajrzałam do apteczki i znalazłam czopki doodbytnicze z lidokainą – idealne na doraźne złagodzenie bólu. Wyjaśniłam Marcinowi, jak działa lek, jak go bezpiecznie zastosować, i że efekt przeciwbólowy powinien być odczuwalny dość szybko dzięki miejscowemu znieczuleniu. Choć na początku skręcał się bardziej z zakłopotania niż z bólu, zdecydował się na leczenie.

Rano był wyraźnie w lepszej formie – ból ustąpił, obrzęk się zmniejszył, a Marcin odzyskał humor i… możliwość siedzenia.

Z perspektywy farmaceuty była to świetna okazja, by wykorzystać wiedzę z zakresu farmakologii i pierwszej pomocy w praktyce. To doświadczenie przypomniało mi, jak istotna jest rola farmaceuty, nawet w tak nieformalnych sytuacjach. I jak ważne jest posiadanie dobrze wyposażonej apteczki – nie tylko w odpowiednie leki, ale też w wiedzę, jak z nich korzystać.

Słońce, filtr i… wysypka – historia z Maroka

W zeszłe wakacje wybrałam się z grupą na wyjazd do Maroka. Pogoda była jak na zamówienie – słońce prażyło, więc każdy wyciągnął swoje kremy z filtrem. Zapoznany na wycieczce Bartek, znany z oszczędności, przyniósł ze sobą krem z filtrem kupiony okazyjnie na bazarku – opakowanie po arabsku, bez daty ważności. Podejrzane. Oj tak.

Po kilku godzinach leżenia na plaży zaczęły się dziać dziwne rzeczy – Bartek zaczął się drapać jak po spotkaniu z tabunem komarów, a jego plecy pokryły się czerwonymi plamami. Wyglądało to na typową alergię kontaktową.

Na szczęście – farmaceutka była na pokładzie.

Po pierwsze, natychmiast kazałam mu zmyć krem – użyliśmy do tego wody z butelki i ręcznika. Dałam mu lek przeciwhistaminowy z mojej skrupulatnie przygotowanej apteczki, którą zabieram ze sobą wszędzie, i posmarowałam skórę żelem, który miałam przy sobie w razie inwazji komarów. Ulga była szybka, ale mina Bartka – bezcenna.

Potem pożyczyłam mu mój sprawdzony krem do opalania i zrobiłam wykład na temat filtrów przeciwsłonecznych.

Zamiast gofrów – RKO. Historia z polskiego wybrzeża

Dopiero co przyjechaliśmy nad polskie morze. Walizki jeszcze pachniały domem, a w głowie mieliśmy tylko jedno: spacer, szum fal i gofry z bitą śmietaną. Ja i mój mąż, Patryk – z zawodu ratownik medyczny – chcieliśmy po prostu złapać oddech po intensywnym roku. Ale los miał inne plany.

Zaledwie kilka minut po wyjściu z pensjonatu zauważyliśmy tłum ludzi. Krzyki, chaos. Podchodzimy bliżej – na chodniku leży mężczyzna. Nie oddycha. Zrobiło się cicho. Wszyscy patrzyli, nikt nie działał.

Patryk natychmiast klęknął przy poszkodowanym i rozpoczął RKO. Ja dołączyłam chwilę później. Żadnej karetki w pobliżu – najbliższa jechała z Koszalina. W takich momentach człowiek działa instynktownie, z całych sił, mimo paniki w środku. Gdy Patryk opadał z sił, zmieniałam go, a gdy ja słabłam – instruowałam rodzinę mężczyzny, jak wykonać uciski klatki piersiowej.

Adrenalina zrobiła swoje. Mężczyzna odzyskał oddech. Kilka minut później dotarła karetka.

Okazało się, że zemdlał podczas tańców w barze – być może z powodu upału, zmęczenia i alkoholu. Gdyby nie szybka reakcja, mogło skończyć się tragicznie.

Tamtego dnia przypomniałam sobie, jak ważna jest znajomość podstawowych zasad pierwszej pomocy. Nawet minimalna wiedza może uratować komuś życie. Cieszę się, że nie tylko mogliśmy pomóc, ale też nauczyliśmy innych działać.

To miały być zwykłe wakacje. Zamiast tego zaczęły się walką o ludzkie życie. I choć gofrów nie zjedliśmy wtedy żadnych, smak zwycięstwa był nieporównywalny.

Miłość od pierwszego oparzenia… meduzy

Zbliżało się południe, słońce paliło jak szalone, a woda na jednej z greckich wysp kusiła przejrzystością i orzeźwieniem. Wakacyjny raj – ale do czasu. Nagle na plaży rozległ się krzyk. Dziewczyna wypadła z wody jak, nomen omen, oparzona, trzymając się za udo.

– Coś mnie zaatakowało! – krzyknęła, ledwo powstrzymując łzy.

Pomyślałem szybko – ale przecież w tej szerokości geograficznej nie ma rekinów!

Szybka ocena sytuacji: charakterystyczne, czerwone pasy na skórze – klasyczne oparzenie po kontakcie z meduzą.

Na szczęście zabrałem ze sobą moją farmaceutyczną apteczkę podróżnika. Po pierwsze: zimny okład. Po drugie: żel z hydrokortyzonem, który przyniósł natychmiastową ulgę. Dorzuciłem jeszcze doustny lek przeciwhistaminowy, by ograniczyć reakcję alergiczną i swędzenie.

Siedzieliśmy potem razem na plaży – ona z opatrzoną nogą, ja z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Rozmowa się jakoś kleiła. Ania – bo tak miała na imię moja pacjentka – śmiała się, że żadna apteka nie była nigdy tak przystojna i dobrze wyposażona. 😉

Minęło kilka lat. A dziewczyna od meduzy?
Dziś siedzi obok mnie – już nie na greckiej plaży, a na naszej kanapie, z kubkiem herbaty. Zmieniła nazwisko na moje. I do dziś twierdzi, że zakochała się od pierwszego oparzenia… w mojej wiedzy farmaceutycznej. 🙂

Kiedy mąż przysypia na słońcu – wkracza farmaceutka

Byliśmy na bajecznej plaży na Maderze. Słońce grzało, fale szumiały, totalny relaks… no, przynajmniej do momentu, gdy mój mąż – jak to on – przysnął w pełnym słońcu i obudził się spieczony na raka.

Droga do hotelu była bardzo długa i cały czas pod górkę, a jego plecy dosłownie płonęły.

I wtedy zobaczyłam rosnący przy drodze aloes.

Bez zastanowienia zaczęłam zrywać liście, obierać je i smarować plecy męża. Ludzie patrzyli z niedowierzaniem – niektórzy pytali, co robię, inni kręcili głowami, mówiąc coś w stylu: „Ta kobieta ma chyba coś nie po kolei w głowie, bo po co niszczyć kaktusa?”, ale ja robiłam swoje. I dobrze, bo posmarowanie pleców męża tym aloesem dało mu niesamowitą ulgę.

A najlepsze? Następnego dnia mąż obudził się tylko z delikatnie zaczerwienioną skórą. Sam nie mógł uwierzyć, że roślina rosnąca przy drodze zaoszczędziła mu co najmniej tygodnia spania na brzuchu i bólu nawet po założeniu koszulki.

Górska pierwsza pomoc – historia ze szlaku

Podczas trekkingu w Bieszczadach natknęliśmy się na turystę, który schodząc po stromym szlaku niefortunnie skręcił kostkę. Był sam, bez zasięgu, a kostka już zaczynała puchnąć i sinieć.

Jako farmaceutka i jedyna uzbrojona w porządną apteczkę szybko przejęłam dowodzenie. Zastosowałam zasadę RICE (unieruchomienie, zimny kompres z mokrego ręcznika nasączonego chłodzącym żelem z mentolem, uniesienie kończyny) oraz zaleciłam podanie ibuprofenu – działającego przeciwbólowo i przeciwzapalnie.

Opanowaliśmy sytuację na tyle, że udało się bezpiecznie sprowadzić go w dół.

Dostałam potem wiadomość z podziękowaniami i prośbą o listę rzeczy, które warto mieć w apteczce na szlaku.

Więcej wakacyjnych historii już wkrótce. Śledź naszą stronę, by nie przegapić kolejnych opowieści, które pokazują, jak ważna jest rola farmaceuty i odpowiednie przygotowanie – niezależnie od miejsca i sytuacji.

Więcej z tej kategorii

Farmacja po godzinach

Apteczne anegdoty cz. 1

Z okazji nadchodzącego Prima Aprilis zaprosiliśmy Was do podzielenia się...

Artykuł

Farmacja po godzinach

5 najtrudniejszych pytań Wielkiego Testu Expertów Farmacji. Co sprawiło największe kłopoty uczestnikom? Sprawdź!

W I Wielkim Teście Expertów Farmacji uczestnicy mierzyli się aż z 48 pytaniami,...

Artykuł

Farmacja po godzinach

Kobiety w farmacji – od pionierek do liderów branży

Dziś hasło, że farmacja ma kobiecą twarz, wydaje się oczywistością. W...

Artykuł

REKLAMA

Materiały i treści opublikowane na stronie, jak również jej projekt graficzny jako całość, podlega ochronie prawnej, w tym na mocy przepisów prawa autorskiego, prawa własności przemysłowej oraz ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Zabronione jest powielanie lub wykorzystywanie w inny sposób jakichkolwiek materiałów i treści w całości jak i w części bez pisemnej zgody administratora strony wskazanego w nocie prawnej. Zamieszczanie linków do strony lub do treści w niej zawartych jest dopuszczalne tylko do celów prywatnych, niezwiązanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.